sobota, 28 września 2013

Joseph Condrad "Lord Jim". Porozmawiajmy o wartościach, inteligencji emocjonalnej i znowu o tym, dlaczego warto czytać ...

Do przeczytania tutaj :)
Lord Jim to powieść o mężczyźnie – marynarzu, egocentryku i romantyku posiadającym wyrobiony system wartości. W pewnym momencie Jim zaciąga się na pokład „Patny”, starego parowca przewożącego muzułmańskich pielgrzymów do Mekki. Podczas rejsu ma miejsce wypadek, statek zostaje uszkodzony. Kapitan i mechanik uciekają ze statku nie budząc pasażerów. Z szalupy ratunkowej krzyczą do palacza, by ten skoczył. Jim słyszy ich nawoływania, widzi zmarłego na atak serca palacza, nie wiedząc dlaczego, w środku wewnętrznej emocjonalnej burzy – skacze. Wraz z ogromnymi wyrzutami sumienia Jim odpływa, nie może już wrócić na statek. Tymczasem wbrew oczekiwaniom „Patnę” i wszystkich pasażerów daje się uratować. Bohatera czeka sąd i zniesławienie, które stara się później odbudować, trafiając w końcu do miejsca, gdzie o „Patnie” nikt nie słyszał, do Patusanu...

Książkę Lord Jim musiałam przeczytać w ramach zajęć z języka polskiego, pomimo że nie przerabiałam materiału z poziomu rozszerzonego. Po prostu tak bardzo spodobała się naszemu profesorowi, że wygospodarował trochę miejsca w naszym napiętym grafiku i na tę pozycję. Pamiętam, jak akurat na tej książce testowałam swoją szybkość czytania, było to bodajże 30 stron na godzinę. Także książkę przeczytałam szybko, kompletnie nie wgłębiając się w jej przesłanie. Teraz, po kilku latach, ze zdziwieniem dostrzegam, ile mnie ominęło... Stąd pierwszy wniosek – nie warto książek czytać szybko. Zwłaszcza takich książek. Docierają do mnie gdzieś kiedyś przeczytane słowa, że książkę trzeba smakować powoli, czasem nawet odrywając się od czytania i myśląc o tym, co się właśnie przeczytało. Wchłaniając nowo poznaną treść, wkomponowując ją we własne życiowe doświadczenia.  A drugi wniosek - warto do książek wracać. Zwłaszcza do takich książek J

Pierwszy pryzmat – słów kilka o wartościach. Wychowałam się na Ani z Zielonego Wzgórza. Z perspektywy czasu doceniam ogromne znaczenie tej książki, która wbiła we mnie przekonanie, że warto być dobrym, pracowitym, uczciwym, honorowym...  Słowem - ukształtowała we mnie taki bazowy szkielet wartości, którymi kierowałam się w dzieciństwie. Odrębną historią jest, że od czasu liceum powoli i niespostrzeżenie pewne wartości zaczęłam nieświadomie poddawać w wątpliwość. Bo przecież liczy się efekt. Liczy się to, czy osiągniesz sukces, ile zarabiasz, czy inni Cię szanują. Na efekt nie trzeba długo pracować – wystarczy przecież czasem iść na skróty, zabajerować, zamanipulować. Ciężka praca nie zawsze się opłaca, po co postępować zgodnie z własnym kodeksem, skoro i tak nikt o to nie dba, a Ty sama zakładasz sobie kajdanki na nogi i usiłujesz wygrać w maratonie, gdzie każdy nie tylko pozbawia się zbędnego balastu, ale i stosuje wspomagacze. Nadal miałam swój kodeks honorowy, ale powoli zaczęłam go traktować jako balast, nie jako wsparcie. I oto jakiś czas temu zaczęło docierać do mnie, że żyjąc bez wartości, bez własnego kodeksu spalasz się dużo szybciej. Jeszcze nie jestem w stanie tego dobrze uzasadnić, ale rodzi się we mnie silne przekonanie, że nie można inaczej, na skróty. Jim ma wewnętrzny kodeks wartości. Bez względu na to, czy to mu się opłaca, czy wiąże z pozytywnym konsekwencjami – robi to co uważa za słuszne, zgodne z jego wartościami, które wyznaje... Chwała mu za to, bo nie wszyscy docierają do tego etapu rozwoju osobistego.

Chwila na emocjonalną inteligencję. Mam czasem takie momenty, kiedy coś palnę, a później zastanawiam się – dlaczego to powiedziałam? Miewam i tak, że w danej sytuacji wiem jak powinnam się zachować, ale zachowuję się zupełnie inaczej. Zastanawiam się, czemu nie mogę zmusić się do zrobienia czegoś tak jak powinnam, lecz w chwilach gwałtowniejszych emocji po prostu reaguję zupełnie nieodpowiednio. Analizując to, dotarłam do pojęcia „inteligencja emocjonalna” – zdolność do sterowania własnymi emocjami.  Czy w chwili próby Jim potrafi sterować swoimi emocjami? Los funduje mu ogromną okazję do sprawdzenia się. Kluczowy dla Jima moment – skok z Patny do szalupy ratunkowej. Dlaczego skoczył? Wyłączył świadome myślenie, uległ emocjom. Na poziomie emocjonalnym być może po prostu chciał ocalić życie. A może pamiętał ten inny skok, którego nie wykonał? Może głęboko w podświadomości tkwiło przekonanie, że działanie, akcja, skok – jest lepsze od bezczynności? Dlaczego postąpił wbrew sobie, wbrew własnemu kodeksowi etycznemu?

Ważne jest by posiadać ten wewnętrzny kodeks. Ważne by go wdrażać w ramach życia codziennego. I ważne, by pozostać mu wiernym również w chwilach, w których poddani jesteśmy próbie. Jak się tego nauczyć? „Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”... Być może właśnie trzeba nauczyć się sterować naszymi emocjami w chwilach próby. Tylko jak - samemu wystawiać się na próbę? Ćwiczyć, obiektywnie oceniać własne możliwości i doskonalić? A może czasem (tak dodatkowo) warto uczestniczyć w chwilach próby innych, w ich emocjonalnych rozterkach, niejako ćwicząc na symulatorze, jakim jest genialna książka?

---------------------------------------------------------------------------------------------

Mam wrażenie, że na lekcjach z polskiego skupialiśmy się na rzeczach mało istotnych, nadając odpowiednie etykiety książkom (powieść epistolarna, dramat), ucząc się wytworzonych na przestrzeni lat pojęć (budowa szkatułkowa, trzynastozgłoskowiec) i analizując teksty „pod klucz”. Zabrakło odniesienia tej głębokiej życiowej filozofii zawartej w lekturach do naszego własnego życia... Z perspektywy czasu widzę, że to był ogromny minus tej, w moich czasach, „nowej matury”...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...