poniedziałek, 9 września 2013

"Ferdydurke" Witold Gombrowicz

Pamiętam, że w liceum „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza uznałam za jedną z moich ulubionych książek. Może dlatego, że wnosiła powiew świeżości, była inna, absurdalna, nieschematyczna i tak dziwacznie zakręcona. W okresie mojego małego buntu manifestowanego noszeniem czerwonych bluzek i glanów, dziwacznych fryzur, odkrywaniem swoich ulubionych potraw, miejsc, książek i filmów – generalnie rysowaniem siebie wyrazistą kreską – kierowałam się intuicyjnie tą zasadą, która następnie uderzyła mnie w książce.
Nie chciałam wpasować się w uznane standardy, podążać za tłumem. Moje wybory często były przypadkowe, intuicyjne. Później zrozumiałam, że decyzje podejmowałam właściwie według klucza – byle nie schematycznie, byle to się nie układało w większą logiczną całość, bo za chwilę zostanę zaszufladkowana! I oto książka, która traktuje o schematach. Uderzyło mnie to, że nie ma ucieczki od narzucanej nam formy „jak tylko w inną gębę”.
A skoro tak, to może czasem wejście w wybrany świadomie schemat, dopasowanie do otoczenia nie jest takie złe? Oczywiście nie zawsze, nie na siłę i wbrew sobie. Tyle wspomnień, ciekawa jestem jak ta książka będzie smakowac nieco przed 30-tką :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...